Aktywność własna

 

To, co wydaje się wspólne wszystkim definicjom osobowości ludzkiej to to, że jest ona strukturą zawierającą połączone ze sobą elementy w niepowtarzalny, i unikalny sposób, specyficzny dla każdego człowieka. Kształtuje się  na bazie kodu genetycznego, będącego zalążkiem wyposażenia biologicznego człowieka, pod wpływem środowiska wychowawczego i kulturowego a także w zależności od aktywności własnej.

Czymże jest owa aktywność własna i w jaki sposób rozwija się u człowieka pozostaje tematem do dyskusji z uwagi na trudność w ustaleniu jej źródła tak, jak otwarte zdaje się wciąż pytanie: co było pierwsze- kura, czy jajko?.

Czy jest to energia, którą dziedziczymy po przodkach, wypijamy z mlekiem matki czy nabywamy ją na drodze kształtowania się tożsamości w procesie separacji i indywiduacji?

Odpowiedź na to pytanie nie jest łatwa, gdyż każdy element wywierający wpływ na kształtowanie się tej cechy osobowości ma niebagatelny wpływ na jej jakość i tym samym na życiowe wybory człowieka. Siła, z jaką dążymy do osiągania stawianych sobie życiowych celów zdaje się najistotniejsza, gdyż stanowi o sukcesie, który zamierzamy osiągnąć. Można nazwać ją inaczej motywacją, uruchamiającą w człowieku chęć do działania. Co jednak sprawia, że tę motywację w sobie rozpoznajemy, odczuwamy, odpowiadamy na nią konkretnymi zachowaniami?  Aktywność kojarzy się z podejmowaniem wszelakich wyzwań, trudów, hartujących wolę i siły fizyczne człowieka. Nie każda jednakże aktywność zakończona jest sukcesem, co nieuchronnie sprowadza gorycz porażki.

W obliczu porażki i to seryjnej, rozumianej jako ciąg niesprzyjających życiowych okoliczności dynamizm zachowań ludzkich staje się nader nadwątlony. Skutki takiego stanu rzeczy bywają oczywiście różne, tak jak różne są ludzkie osobowości. Specyficzna cecha owej osobowości aktywność własna zdaje się tutaj zajmować poczytne miejsce w zaadaptowaniu się do nowej sytuacji, czyli jej sprostaniu. W którą stronę pokieruje nas nasza aktywność własna staje się wówczas najciekawszą zagadką do odgadnienia . Czy możemy wówczas zdać się na intuicję, wsłuchać się w jej głos i podjąć stosowną decyzję i czy będzie to wynikało z nieświadomego wykorzystania zasobów, które posiadamy a nie wiemy, że jesteśmy w tę wiedzę wyposażeni? A może tak objawia się ta enigmatyczna i realna zarazem aktywność, nasza własna cecha, której posiadania jesteśmy świadomi ale nie znana jest nam jej MOC?

Wierzę, że jest to wiedza tajemna, którą może stale zgłębiać  każdy człowiek, otwarty na swój osobisty rozwój. Unikalność tej wiedzy czyni ją atrakcyjną z uwagi na jej nieprzebraną kompozycję możliwości i zaskakujących odpowiedzi na pytania, które człowiek może zadawać sobie tylko sam. Odpowiedzi te będą wynikiem czujnej i życzliwej wobec siebie samoobserwacji poprzez słuchające, odczuwające i wszechwidzące serce.

 

Ziarenko

    W dorodnym kłosie dzikiego żyta mieszkało malutkie Ziarenko. Było tak delikatne i cieniutki, że otulające je blaszki zielonych plew miały wątpliwości, czy w ogóle ono istnieje. Ale ono istniało całym swoim malutkim jestestwem, marząc o widoku uroku pól i lasów, nieba i słońca i o wszystkich tych cudach, o których szumiał jego przyjaciel Wiatr kołysząc kłosem dzikiego żyta. Otulone ciepłą kołderką blaszek z plew czuło się bezpieczne. Pierwsze oznaki niepokoju poczuło, gdy zrobiło mu się nieco ciaśniej w ciepłej, bezpiecznej kryjówce przed Światem i dorosłością. Czym jest dorosłość oczywiście nie miało pojęcia, ale czuło, że stanie się to prędzej czy później. Delikatna skórka, którą pokryte było ziarenko z dnia na dzień stawała się twardsza i grubsza. Ziarenko odczuwało zmianę zachodzącą w jego wnętrzu. Stawało się grubsze, większe a wraz z tymi zmianami pojawiały się wątpliwości i lęk przed tym co je czeka.

- Zobaczysz, zaszumiał któregoś dnia Wiatr, bardzo mocno kołysząc kłosem. Wkrótce poniosę cię hen do Świata, wreszcie poznasz jego piękno.

Ziarenko drżało na samą myśl o tym co zapowiadał Wiatr, lecz nadal czuło się bezpieczne w swojej otulinie z plew. To, o czym szumiał Wiatr, zapowiadało cudowną przygodę ale dlaczego drżało nie bardzo rozumiało……

Aż któregoś dnia Wiatr przybrał na sile, był wzburzony, zły., Nie oszczędził kłosa, który pod jego naporem zgiął się w ukłonie do ziemi. Łodyga żyta wraz z kłosem zawirowała z Wiatrem w szalonym tanecznym porywie. Otulające Ziarenko blaszki plew rozchyliły się pod gwałtownym naporem podmuchu wietrznego. Wiatr porwał w swoje objęcia przerażone i bezradne wobec tej siły Ziarenko niosąc wraz z sobą w bezkres Świata, którego tak bało się i było ciekawe zarazem.

- Fiu..!, fiu…! Zawołał Wiatr-spełniam twoje marzenie, obiecałem ci to.

Ale Ziarenko nie było zachwycone tą przygodą I gdy uświadomiło to sobie, poczuło moc nieznaną, która sprawiała, że stawiało opór tej potężnej sile Wiatru i między jednym a drugi porywem  wydostając się z jego zawirowania spadało w dół przerażone, na samą myśl co je za chwilę czeka….

Zrobiło się ciemno, poczuło przejmujący chłód i pomyślało z rozpaczą, co pocznie teraz bez przyjaznej, bezpiecznej otuliny…….Leżało bez ruchu na nierównym podłożu, obolałe od uderzeń o wystające przedmioty. Po pewnym czasie jasność i ciepło otuliła zmarznięte, smutne ziarenko. A kiedy doświadczyło kolejnej dziwnej przygody, czym była przejmująca chłodem wilgoć pomyślało:

- Dosyć tego! Nie chcę cierpieć, i poczuło pod brązową skórką dziwne poruszenie, coś co sprawiło, że całe zadrżało i przemieściło się odrobinę w głąb podłoża na którym leżało. To radość sprawiła, że powtórzyło kolejny ruch i jeszcze kolejny, aż poczuło na sobie ciepłą otulinę choć nie były to znajome i przyjazne plewki…

Leżało sobie spokojnie cicho, ciepło bezpiecznie…..

- Już nic mi nie zagraża, -pomyślało: ani ten dziki Wiatr, ani ten nieprzyjazny Świat! I usnęło w ciepłej otulinie Ziemi…

Z długiego, przyjemnego snu wyrwało Ziarenko dziwne poruszenie, które pochodziło z jego wnętrza. Czuło, że staje się jakby większe, szersze, cięższe. Pokrywająca je skórka napinała się z niepokojącą szybkością, co napawało je jeszcze większym niepokojem ba! przerażeniem!

- To pewnie ta MOC, która pomogła mi wydostać się z szponów szalonego Wiatru- pomyślało.

- Ale teraz nic mi nie grozi ! –Po cóż mi ona, ta MOC?

Zanim zdążyło odpowiedzieć sobie na to pytanie naprężona skórka do granic możliwości pękła i MOC wydostała się na zewnątrz ziarenka. Była biało- zielona i radosna, niecierpliwa i silna. Z niezwykłą lekkością unosiła się ku górze torując sobie drogę  odsuwając na boki przeszkody.

- Stój ! zawołało Ziarenko, poczekaj, chcę cię poznać, przecież do mnie należysz! U mnie jest spokojnie i bezpiecznie….wołało chwytając się jej z impetem.

I wtedy zobaczyło Świat wielki, przyjazny i piękny zarazem. ….

Przyjaciel Wiatr zachwycał się dorodnym kłosem dzikiego żyta który zjawił się na polu.. Pieścił go swym  ciepłym podmuchem i szeptał:

- A widzisz! Dotrzymałem obietnicy-pokazałem ci Świat.

Ale kłos nie słyszał przechwałek Wiatru, bo chłonął uroki otaczającego go Świata całym swoim wszechogarniającym Jestestwem….